Pomysł na podróż poślubną powstał kilka tygodni po ślubie, kiedy już otrząsnęliśmy się z tego całego weselnego szaleństwa. Od samego początku wiedzieliśmy, że chcemy jechać do Chorwacji. Jednak jesteśmy z tych osób, które nie potrafią spokojnie usiedzieć na pupach dłużej niż 3-4 dni, więc wszelkie opcje biur podróży odpadały. Zdecydowaliśmy się pojechać autem i wycisnąć z drogi jak najwięcej. Chcieliśmy zobaczyć większość najbardziej turystycznych miejsc w Chorwacji plus Budapeszt, Wiedeń i Ostrawę. Nie spodziewaliśmy się, że ta wycieczka aż tak nam się spodoba ❤️!

Zakopane

Wyruszaliśmy w piątek z okolic Łodzi i pierwszym naszym przystankiem miało być Zakopane. Zostaliśmy tam zaproszeni na weekend przez koleżankę, którą poznaliśmy na naszym weselu ?. Spędziliśmy w pensjonacie jej rodziców dwa dni. W dalszą trasę ruszyliśmy w okolicach niedzielnego południa. Nie zdążyliśmy wyjechać z Zakopanego, kiedy to zepsuło nam się auto ?. Na szczęście mój mąż w połączeniu z duck tape’m potrafią zdziałać cuda i po 4 godzinach walki pod maską, odjechaliśmy w stronę Słowacji (auto jeździło rok z tym duck tape’m, zanim oddaliśmy je do mechanika ?).

Węgry

Słowacja. Mieliśmy zatrzymać się tam na noc w jakimś hotelu. Zrezygnowaliśmy po przejechaniu przez kilka miejscowości. Jeszcze nigdy w życiu nie trafiłam do miast aż tak przypominających mi o wszystkich obejrzanych horrorach. O godzinie 20 nie było nikogo na ulicach, ludzie wyglądali zza firanek w oknach a jak ktoś przechodził ulicą, to się chowali. Zdecydowaliśmy z Piotrkiem, że jednak wolimy się przemęczyć i dojechać jak najszybciej na Węgry.

Po przekroczeniu granicy Słowacko-Węgierskiej, zatrzymaliśmy się na pierwszej lepszej większej stacji. Była 2 w nocy i postanowiliśmy się przespać w aucie. Próbowaliście kiedyś mając ponad 180cm wzrostu ułożyć się do snu w Audi A3? Nie? To dobrze, nie róbcie tego ?. O 7 rano ruszyliśmy do Budapesztu. Osobny wpis o tym mieście znajdziecie tutaj. Była to bardzo miła odmiana po tym, co zobaczyliśmy w Słowacji. Hostelu Wam nie polecę, bo mi się zwyczajnie nie podobał a już się umówiliśmy, że badziewia Wam nie wciskam, no nie? Chyba, że dla przestrogi. No więc, NIE zatrzymujcie się w Mathias Hostel. Ja go wybrałam ze względu na lokalizację, ale zdecydowanie nigdy już tego błędu nie powtórzę.

Chorwacja

Po trzech dniach podziwiania uroków Budapesztu (a jest na co popatrzeć!), wyruszyliśmy dalej. Kolejnym przystankiem miały być Jeziora Plitwickie. Osobny wpis o nich znajdziecie tutaj. Spędziliśmy tam dwie noce i jeden cały dzień (pensjonat Rooms Marijanović, 2×30 Euro)). Kolejnym miejscem, do którego zmierzaliśmy był Zadar. Ale ja chciałam zobaczyć, a właściwie usłyszeć te grające schody! Kiedy dotarliśmy, okazało się że szału to one nie robią. Sporo ludzi się na nich opala, część się kąpie a uderzające fale delikatnie wygrywają muzykę. Słusznie nazywają się organami (chor. Morskie Orgije), czułam się jak w kościele ?.

Postanowiliśmy nie zatrzymywać się dłużej w Zadarze. Chcieliśmy jak najszybciej dojechać do pięknych plaż południowej Chorwacji. W okolicach godziny 13 wyjechaliśmy do Splitu. Zarezerwowałam nam świetny apartament na Booking’u, nazywał się Apartment Maria i zapłaciliśmy za niego 60 Euro (mega polecamy!). W Splicie musicie koniecznie odwiedzić Pałac Dioklecjana i przejść się słynną promenadą. Można na niej poczuć się jak w Miami, ponieważ cała wysadzona jest palmami ?.

Następnego ranka przyszła pora, żeby wybrać miejsce, w którym będziemy chcieli zatrzymać się na dłużej. Jadąc nadmorską trasą, nasz wybór padł na Omiš. Miasto otoczone jest górami i ma niepowtarzalną atmosferę. Nie ma najpiękniejszych plaż (są piaszczyste lub żwirkowe, my zdecydowanie wolimy kamieniste), ale bije inne o głowę dostępnymi atrakcjami i cenami. W Omiš’u jest dosłownie wszystko. Wspinaczki górskie, rejsy statkami na wyspy, spływy kajakowe, spływy rzeczne na tratwach i dętkach, zjazdy tyrolką i parki linowe, wycieczki po kanionach i zjazdy na linach, wycieczki po rezerwatach przyrody, nurkowanie i wieeele innych! Każdy znajdzie coś dla siebie. Oprócz tego znajdziecie tam najlepszą pizzę. My zgodnie stwierdziliśmy, że jeszcze nigdy równie dobrej nie jedliśmy (a z nie jednego pieca się ich próbowało ?). Pizzeria nazywa się Antula i po prostu musicie tam wstąpić, gdybyście chociażby przejeżdżali przez Omiš. Nas obsługa pamiętała, kiedy wróciliśmy rok później ?, w końcu jedliśmy tam przez 7 dni ❤️.

W tej lokalizacji zostaliśmy przez 3 dni, ponieważ chcieliśmy jeszcze pojechać do Dubrovnik’a. Podczas naszego pobytu, wyjeżdżaliśmy rano na plaże do Breli i Baška Voda i popołudniem wracaliśmy. Mieszkaliśmy na polu kempingowym i płaciliśmy skandalicznie dużo (25 Euro za noc), więc nie polecę Wam tego miejsca. Zmądrzeliśmy dopiero pózniej, ale o tym za chwilę. Szczerze polecam Wam zakwaterowanie w Omiš’u i dojazd do ładniejszych plaż samochodem. Za parking i paliwo zapłacicie dużo mniej, niż gdybyście mieli mieszkać w sławnych miejscowościach Riwiery Makarskiej.

Po upływie wspomnianych już trzech dni, ruszyliśmy do Dubrovnik’a. Troszkę przeliczyliśmy się z czasem i dojechaliśmy tak późno, że nie znaleźliśmy zakwaterowania. Jeszcze raz auto posłużyło nam za sypialnię. Przestrzec Was muszę, że wjazd do Dubrovnik’a samochodem jest okropny. Dużo lepiej zostawić auto na wzgórzu i do miasta zjechać kolejką liniową. Wychodzi taniej niż za parking, ponieważ ceny za godzinę w strefie 1 dochodzą do 40 kun. My dojechaliśmy nocą, więc do 6 rano mieliśmy darmowy postój. Później niestety musieliśmy zapłacić. Kupiliśmy bilet na jakieś 8 godzin postoju i… poszliśmy dalej spać ?. Obudziliśmy się w okolicach godziny 10 i poszliśmy zwiedzać.

Mieliśmy to szczęście, że nieświadomie wybraliśmy chyba najlepsze miejsce do zaparkowania auta jakie mogliśmy. Było oznaczone dalszą strefą a znajdowało się około kilometra od sławnych murów miejskich. Niedaleko była też spora stacja paliw, więc mieliśmy gdzie się ogarnąć. O Dubrovnik’u mogę powiedzieć Wam jedno – jest drogo. Najdrożej ze wszystkich miejsc, w których byliśmy. Jeżeli jesteście, tak jak ja, fanami książek i serialu „Gra o Tron”, wtedy musicie bulić jeszcze więcej ?. Za spacer po murach zapłaciliśmy około 200 Kun od osoby. Jeśli chcielibyście dołączyć do grupy, gdzie przewodnik pokazywał różne miejsca z kręcenia serialu, wtedy musicie dołożyć drugie tyle. Nie warto tego robić, z powodzeniem sami odnajdziecie wszystkie lokalizacje. Tutaj macie link, pod którym znajduje się fotorelacja fana „Gry o Tron” z pobytu w Dubrovnik’u. Ja sobie odpuściłam, dla mnie wszystko na starym mieście wygląda jak żywcem wyjęte z serialu ?.

Popołudniem zebraliśmy się i zdecydowaliśmy pojechać do Makarskiej. Tak samo jak Dubrovnik, nie zachwyciła mnie. Obydwoje stwierdziliśmy, że do tych dwóch miejscowości raczej nie wrócimy. Moja rada dla Was jest taka, że jeżeli nie lubicie tłumów i ciężko dostępnych plaż, to wybierajcie mniejsze miejscowości. Ja nie potrafię się skupić w otoczeniu setek ludzi, więc rezygnuję z dłuższego pobytu w takich miejscach.

Słońce zaczynało zachodzić, więc nadeszła pora na szukanie noclegu. Odwiedziliśmy dwa pola namiotowe. Jedno to Camp Jure, gdzie za noc zażyczyli sobie 300 Kun ?. Drugie to Baško Polje, gdzie słychać było takie cykanie (kto był w Chorwacji ten wie, nie mam pojęcia jak te robale się nazywają, cykady?), że uciekliśmy po 10 minutach. Postanowiliśmy wrócić tam, gdzie było nam najlepiej, czyli oczywiście do Omiš’a. Tym razem byliśmy jednak mądrzejsi. Pojechaliśmy na kemping polecany na najlepszym polskim blogu dotyczącym Chorwacji – tutaj macie bezpośredni link do wpisu o kempingu Lisičina, który znajduje się w samym centrum miasta. Właściciel nie mówi po angielsku, ale Piotrek dogadał się z nim po polsku ?. Nie było ani jednego wolnego miejsca (większość zajęta przez naszych rodaków), ale znalazł nam „vip” miejscówkę na dachu stołówki ?. Wzięliśmy od razu.

Rozłożyliśmy namiot na dachu. Mieliśmy zatrzymać się na jedną noc, zostaliśmy cztery ?. Za nasze miejsce „vip” płaciliśmy 80 Kun za dobę ❤️. Warto też wiedzieć, że Pan sprzedaje domowe wino, rakiję, orzechówkę i wiśniak prosto z lodówki ?❤️. Idealne po upalnym dniu. To były najlepsze i najbardziej relaksujące dni naszego wyjazdu. Dowiedzieliśmy się też wielu ciekawych rzeczy, ponieważ na tym kempingu zatrzymało się sporo cromaniaków, którzy przyjeżdżają do Chorwacji od lat. To od nich wiemy o wzgórzach Dubrovnik’a i o różnych ukrytych plażach.

Austria

Przyszedł czas wyjazdu. Pakowaliśmy się z ciężkim sercem, ale od razu wiedzieliśmy, że do Chorwacji wrócimy za rok. Nie przewidywaliśmy innej opcji ?. Nadeszła jednak pora, aby ruszyć do przedostatniego punktu naszej podróży – Wiednia. Znowu kiepsko wyliczyliśmy czas i musieliśmy spać pod pierwszym lepszym supermarketem w austriackiej wiosce, który znaleźliśmy po przekroczeniu granicy ze Słowenią. Byliśmy obydwoje tak zmęczeni, że gdyby nie ten postój to zasnęlibyśmy w drodze. Nawet siedzeń nie rozłożyliśmy. Plusem jest to, że śniadanie mieliśmy praktycznie do łóżka ?. W okolicach 9 rano, pojechaliśmy do stolicy Austrii.

Wiedeń okazał się być kolejnym miastem, które zauroczyło nas do tego stopnia, że wróciliśmy w następnym roku. Pałac Schönbrunn jest najpiękniejszą budowlą, którą do tej pory w życiu widziałam. Rok później wykupiliśmy sobie zwiedzanie jego wnętrz (Sissi tour) i bardzo Wam to polecam. Z zewnątrz jest przepięknie, ale środek zapiera dech w piersiach. Po przejściu się wokół Schönbrunn (ogrody są tak duże, że spokojnie można by tam spędzić jeden cały dzień), pojechaliśmy do pałacu Hofburg i budynku Parlamentu. Te miejsca nie zrobiły już na mnie takiego wrażenia, ale również warto je zobaczyć. Do wnętrz Hofburga weszliśmy rok później i mogę Wam zdradzić, że znajduje się tam, między innymi, muzeum Sissi (jeżeli zdecydujecie się na bilet Sissi tour to macie wykupiony wstęp do obu pałacy; my bilety kupowaliśmy online tutaj i polecam Wam tę opcję, bo kolejki do kas na miejscu są mega długie).

Ostatnim przystankiem w naszej podróży poślubnej miała być Ostrawa. Byliśmy jednak już tak zmęczeni po atrakcjach w Wiedniu, że spędziliśmy tam może z godzinę. Jedno jest pewne, jeżeli chcecie zobaczyć Czechy to lepiej zacząć od Pragi niż Ostrawy. Ostrawa to taki nasz Poznań. O Pradze natomiast przeczytacie tutaj. Oczarowała mnie na równi z Wiedniem (a może nawet troszkę bardziej?). Późnym popołudniem ruszyliśmy do domu, na miejscu byliśmy w okolicach godziny 23. Przeżyliśmy naprawdę niesamowitą przygodę i od tamtej pory planujemy przynajmniej raz w roku zagraniczny wyjazd samochodem i odwiedzenie jak największej ilości miejsc po drodze ❤️.

Kosztorys

Jeżeli chodzi o obiecany kosztorys, to tak dokładnie jak we wpisie o Pradze Wam tego nie zilustruję, ponieważ nasza podróż poślubna odbyła się ponad dwa lata temu. Jednak do tej pory pamiętam te główne koszty plus to, ile w sumie wydaliśmy (specjalnie podliczaliśmy to po przyjeździe).

Wyjazd do Chorwacji na własną rękę

Paliwo – 1200 złotych (Audi A3, 1.9 TDI).

Noclegi – 900 złotych (nie liczę hostelu w Budapeszcie, tylko noclegi w Chorwacji).

Winiety – Węgry 80zł, Austria 69zł, Czechy 89zł (w Słowenii przycwaniakowaliśmy).

Autostrady – Chorwacja 200 Kun w jedną stronę, czyli 400 Kun w dwie strony = 240zł.

Podstawowych kosztów wychodzi więc w sumie 2578 złotych dla dwóch osób. Do tego należy doliczyć koszt jedzenia (zbliżone do naszych polskich cen), wstępów (np. do Parku Jezior Plitwickich) i płatnych parkingów (średnio 10 Kun za godzinę, w Omiš’u 5 ?). No i pamiątek! Nasz sporo wyszły lokalne alkohole, które zdecydowaliśmy się przywieźć bliskim. Najtaniej wychodziło w Omiš’u – 100 Kun za 3 butelki spięte razem w formie pamiątki. W innych miastach ceny potrafią być dwa razy wyższe.

Cała podróż poślubna kosztowała nas 6000 złotych. Trwała od 7 lipca 2017 roku do 21 lipca 2017 roku.

Pewnie uważacie to zdjęcie za najgorsze w całym wpisie ?. Dla mnie jednak jest najpiękniejsze, bo pamiętam towarzyszące nam emocje ?. Miałam spalone całe ramiona, pół pleców i nogi. Kupiliśmy jakiś spray na poparzenia, zaopatrzyliśmy się w wielkie Karlovačko w półtoralitrowej plastikowej butelce ? i oglądaliśmy zachód słońca na plaży ❤️. Omiš na zawsze zostanie w moim sercu.