Od kiedy przeżyłam wstrząs anafilaktyczny i użerałam się przez dwa lata z ciągłymi atakami paniki, zaczęłam mieć dylematy egzystencjonalne. Były takie momenty, kiedy marzyłam o śmierci, bo lęk przed nią nie pozwalał mi normalnie żyć i funkcjonować (zrozumieją to osoby, które borykają się z lękami napadowymi). Jestem jednak z tych ludzi, którzy najpierw myślą o innych, a później o sobie. Nigdy nie targnęłabym się na swoje życie bo wiem, że zafundowałabym takim czynem piekło na ziemi swoim rodzicom. Wolałam sama cierpieć, niż odebrać radość z życia najbliższym.

Tym z Was, którzy nie wiedzą czym jest lęk napadowy, krótko wyjaśnię. To czas do około 30 minut, kiedy jesteście w stanie paniki, że zaraz umrzecie lub stracicie kontrolę nad własnym umysłem/ciałem. Organizm reaguje szybszym biciem serca, uczuciem duszności, zawrotami głowy i szeregiem innych nieprzyjemnych doznań. U mnie występowało też wielkie uczucie zimna, trzęsłam się na całym ciele. Nawet pod dwoma kołdrami i kocem. To był zdecydowanie najgorszy okres mojego życia. Dzięki psychologowi leczącemu przy użyciu hipnozy i homeopacie, mam go już za sobą (nigdy nie wzięłam psychotropów i jak się okazało, była to słuszna decyzja).

Od chwili pierwszego ataku paniki zaczęły się u mnie myśli o tym, co stanie się po śmierci. Tylko jako dziecko wierzyłam w wizję nieba i piekła roztaczaną przez Kościół Katolicki. Kiedy zaczęłam myśleć w miarę samodzielnie, bliżej było mi do wiary w reinkarnację niż w św. Piotra otwierającego mi bramę do życia wiecznego. Lęki napadowe wszystko zmieniły. Przestałam mieć nadzieję na życie po śmierci. Byłam przekonana, że świadomość znika wraz z ostatnim oddechem. Że nic nas nie czeka. Że po śmierci jest tylko ciemność. Nie raz, nie dwa, wpędzałam się w stany depresyjne tymi myślami. Najgorzej było mi się oswoić z tym, że nigdy więcej nie spotkam bliskich mi osób. Kwestionowałam sens życia bardzo długo.

Zmieniłam ten pogląd dopiero po pięciu latach, kiedy to zaczęłam zagłębiać się w tematykę śmierci klinicznej. Nawet nie macie pojęcia, jak wiele osób odzyskało czynności życiowe po ogłoszeniu przez lekarzy, że „pacjent zmarł”. Klasyka gatunku, to oczywiście książka Raymond’a Moody’ego, pt. „Życie po życiu”. Tej pozycji Wam jednak na wstępie nie polecę, bo uważam, że pisana jest dosyć ciężkim językiem. Tak samo, jak kolejna książka tego autora, pt. „Życie przed życiem”. Aczkolwiek, jeżeli jesteście zainteresowani tym tematem to myślę, że i tak po nie sięgniecie. Mi osobiście bardzo podoba się jak Moody zaprzecza twierdzeniom lekarzy-sceptyków, którzy głoszą pogląd, iż wszyscy ludzie po śmierci mają tę samą halucynację stworzoną przez umierający mózg.

Jaka więc książka przewartościowała moje życie? Według mnie, jedyna w swoim rodzaju, „Po schodach do nieba” autorstwa Betty J. Eadie. Ryczałam co najmniej kilka razy zanim dotarłam do ostatniej strony. Rozwiała ona ogrom moich wątpliwości i zastąpiła lęk spokojem. Ale, dlaczego książka opowiadająca o śmierci klinicznej autorki sprawiła, że zmieniłam swoje poglądy dotyczące naszej egzystencji? A dlatego, że można znaleźć w niej sposób na wartościowe i w pełni spełnione życie. Dlatego, że wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny i nawet najgorszy okres naszej doczesności może stać się tym, który najwięcej nas nauczy. I w końcu dlatego, iż dzięki tej książce zrozumiałam wreszcie, że to nic złego, że nie wierzę w prawdy szerzone przez Kościół Katolicki.

„Żadna religia nie potrafi spełnić wszystkich oczekiwań na każdym poziomie. Kiedy człowiek wznosi się na kolejny poziom rozumienia Boga i rozwija się duchowo, może się czuć niezadowolony z nauk swojego obecnego Kościoła i poszukiwać innej filozofii lub religii, aby wypełnić tę lukę. Kiedy do tego dochodzi, oznacza to, że człowiek osiągnął jeden poziom rozumienia i że będzie dążył do lepszego poznania prawdy i do większej wiedzy, do kolejnej szansy rozwoju. I te szanse będą mu dane na każdym etapie drogi. Otrzymawszy tę wiedzę, zrozumiałam, że nie mamy żadnego prawa, aby krytykować jakikolwiek Kościół, wyznanie czy religię” – to zdecydowanie jeden z moich ulubionych cytatów z tej książki.

Nie jestem w stanie przytoczyć Wam wszystkich cytatów, które zmieniły mój sposób postrzegania świata. Musiałabym przepisać tu chyba całą książkę. Według mnie, jest to pozycja obowiązkowa dla każdej osoby z otwartym umysłem i sercem. W trakcie czytania, można doznać olśnienia i stwierdzić „hej, ona ma rację, właśnie o to w życiu chodzi!”. O co? Zdecydowanie nie o pieniądze, dom z basenem, zagraniczne wakacje w 5-cio gwiazdkowym hotelu czy nowe auto z salonu. Dla każdego z nas najważniejsza powinna być miłość do siebie i bliźnich, zdobywanie wiedzy i doświadczeń, a także pomoc potrzebującym. Niby są to rzeczy oczywiste, jednak mnie przeraża poziom niesprawiedliwości i znieczulicy na krzywdę drugiego człowieka, które obecnie panują na świecie.

Wizja życia po śmierci Eadie jest połączeniem reinkarnacji, OOBE (doświadczeń poza ciałem fizycznym), wiary w Boga (który nie jest opisany jako staruszek zasiadający na tronie), szerzenia dobra i pozytywnej energii. Przeczytałam książkę jednym tchem, tak bardzo podobał mi się zarówno styl literacki autorki (lekki i przyjemny), jak i prawdy tam zawarte. Kiedyś byłam wielkim sceptykiem jeżeli chodzi o życie wieczne. Dzisiaj wiem, że w coś trzeba wierzyć. Inaczej człowiekowi ciężko jest doznać szczęścia i spełnienia. Uwierzcie, że czas, w którym byłam przekonana, że kiedy umieramy to kończy się nasza świadomość, był koszmarnym okresem mojego życia.

Wiem, że temat śmierci i ewentualnego życia wiecznego jest obecnie pokpiewany. Wszystkie media i „autorytety” karzą nam żyć tu i teraz. Konsumpcjonizm pełną parą. Dlatego szczerze polecam Wam przeczytać tę książkę. Zatrzymacie się na chwilkę w tym naszym codziennym pędzie i zastanowicie, czy warto. Nie wiadomo na 100%, co czeka nas po śmierci. Ja jednak jestem dużo bardziej skłonna uwierzyć Eadie i Moody’emu, niż komukolwiek innemu. Ich doświadczenia są tym, czego chciałabym doznać i będę silnie wierzyć, że tak właśnie się stanie.

Jak to jest u Was, macie jakąś książkę, która wpłynęła na Wasze życie w tak dużym stopniu? Wierzycie w zachowanie świadomości po śmierci? Mnie ten temat bardzo interesuje już od wielu lat i nie mam zamiaru zaprzestać poszukiwania odpowiedzi na pytania, które ciągle powstają w mojej głowie.

Link do książki: kliknij tutaj