Już od bardzo dawna moje sumienie jest nieczyste z powodu nie poinformowania Was o powodach porzucenia przeze mnie odchudzania w okolicach kwietnia. Przepraszam szczególnie te osoby, które trzymały się razem ze mną. Nie miałam jednak wtedy ochoty, ani siły przyznawać się do porażki. Mimo, że tak naprawdę nie było w tym za wiele mojej winy. Starałam się jak mogłam, ale nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli.

Co się stało? Ci z Was, którzy śledzili mnie na bieżąco zapewne się domyślali – moja motywacja się skończyła przez ciągły brak efektów. Walczyłam, walczyłam i nic. Zamiast chudnąć to tyłam, pomimo tego, że jadłam tyle samo kalorii co wcześniej plus ćwiczyłam. Ba, ja w pewnym momencie potrafiłam 2/3kg przytyć w tydzień. Wiem, że to była zapewne woda, ale uwierzcie, że coś takiego potrafi człowieka skutecznie zniechęcić.

W czerwcu dopadł mnie spory efekt jojo, Pio też przytył i zdecydowaliśmy się na poważnie podejść do sprawy. Wybraliśmy się do mojej koleżanki jeszcze z czasów gimnazjum – Pauliny, która skończyła dietetykę na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, dodatkowo studiowała w Niemczech, uczęszczała na różne konferencje a teraz prowadzi własny gabinet i robi doktorat. Krótko mówiąc – dietetyk kliniczny. Mi wyjątkowo bardzo zależało na kimś sprawdzonym, z dyplomem uczelni medycznej, bo jak wiadomo – teraz roi się od dietetyków po kursach w Wyższej Szkole Robienia Hałasu ??. Ale dyplomy MEN mają. Sama przyznam szczerze, że mam taki dyplom, ale nie odważyłabym się układać chorym ludziom jadłospisów. Szkoda, że takiego zahamowania nie miał mój wcześniejszy „dietetyk”.

Napisałam „dietetyk” w cudzysłowie, bo wiecie, że poprzednio ilość kalorii, suplementację i jadłospis (z którego zrezygnowałam) układali mi pracownicy Motywatora Dietetycznego. Jakkolwiek jeszcze w marcu byłam w stanie im wszystkim wybaczyć i zwalałam całą winę na siebie, tak teraz nie przewiduję takiej opcji. Spowolnili mi metabolizm i mój organizm przeszedł w tryb magazynowania wszystkiego, co zjadałam. Kiedy powiedziałam Paulinie, jaką ilość kalorii mi ustalili, to prychnęła tylko z politowaniem. Okazało się, że była to dawka poniżej mojego dziennego spoczynkowego zapotrzebowania kalorycznego. Tak w skrócie – jeżeli jedyne, co bym w trakcie dnia robiła to leżała i pachniała, to i tak miałam za mało jedzenia. A ja jeszcze normalnie funkcjonowałam plus ćwiczyłam.

W czerwcu, na polecenie Pauliny przed wizytą, wykonałam razem z Pio sporo badań i jakkolwiek mój mąż był jak zawsze zdrowy, to u mnie okazało się, że do niedoczynności tarczycy dołączyła insulinooporność. Siema kochana, rozgość się, wcale mi w życiu nie przeszkadzasz…??‍♀️ Na spotkanie z naszą nową dietetyk udaliśmy się wspólnie. Zostaliśmy zważeni, przepytani i za tydzień mieliśmy otrzymać nasze diety. Niestety, z powodu rozpoczęcia przeze mnie nowej pracy, jadłospisy zeszły na dalszy plan i dopiero teraz możemy z Pio zacząć z nich korzystać. Mojemu mężowi nie chciało się odchudzać samemu, a ja będąc w ciągłych rozjazdach i pracując po 12-14h dziennie, nie byłam w stanie przyrządzać sobie posiłków. Przyznam, że trochę schudłam przez te prawie 3 miesiące z własnego lenistwa – wolałam iść spać i odpocząć przed kolejną ciężką zmianą niż cokolwiek zjeść.

Tak więc, informuję Was, że od dzisiaj przechodzimy razem z Pio na dietę. I to na poważnie. On jest na diecie odchudzającej a ja na odżywczej, bo Paulina stwierdziła, że mam wyniszczony organizm, spowolniony metabolizm i trzeba mnie trochę naprawić przed odchudzaniem. Z bólem serca i pod naciskami Pio, zgodziłam się przejść na dietę na której prawdopodobnie przytyję. Ale Paulina obiecała, że nie powinno to być więcej niż 2/3kg. Mogę to zaakceptować ?. Rozpoczynamy więc walkę o zdrowie i szczupłe sylwetki razem ❤️. Postaram się zdawać Wam relację na bieżąco. Może nawet będziemy nagrywać wspólnie vlogi, kto to wie ?. Do zobaczenia w niedzielę na blogu i Youtube! Wracamy z #chudaopona!

PS. W tytule wpisu przemyciłam Wam nazwę Pauliny firmy. Zaczynamy wszystko OdNowa! ?

PPS: Tutaj update wpisu po ponad dwóch tygodniach stosowania diety.