Uwielbiamy z Piotrkiem robić coś spontanicznie. Kiedy więc koleżanka zapytała nas, czy chcemy pojechać z nią i jej partnerem nad morze, nawet się nie zastanawialiśmy. Decyzja zapadła w minutę. Trochę dłużej trwały negocjacje, kto ma siedzieć za kierownicą, ale z tym u nas jest zawsze kłopot ?. Postanowiliśmy, że poprowadzi Pio, bo miałby największego z nas focha, gdyby został oddelegowany na fotel pasażera.

Zdecydowaliśmy się na wizytę we Władysławowie. Według mnie, żadna nadmorska miejscowość nie przebije Łeby, ale jest ona zdecydowanie za daleko jak na dwudniowy wypad z Łodzi ❤️. Władek natomiast jest ulubionym miejscem naszego kolegi i my też mamy trochę wspomnień z tego miejsca. Chcieliśmy się przekonać, jak wygląda ono poza sezonem urlopowym. Wcześniej wyjeżdżaliśmy tylko do Sopotu, kiedy urządzaliśmy sobie krótki wypad w niesezonowych miesiącach.

Już na etapie szukania noclegu powinna zapalić mi się w głowie czerwona lampka. Wszystkie pokoje, apartamenty i hotele były dostępne na Booking’u w śmiesznych cenach. Za pobyt na jedną noc w cztery osoby zapłaciliśmy łącznie… 120 zł. I to za nie byle jaki standard blisko centrum. No ale co, zamiast się zastanawiać, to cieszyliśmy się jak głupole. Same Janusze i Grażyny na wywczasie ?. Przecież nie ma po co pytać się, czemu tak tanio ?.

Wyruszyliśmy w sobotę. Po przyjeździe byliśmy wszyscy tak głodni, że marzyliśmy tylko o jakimś pysznym jedzeniu w ciepłej restauracji. I tutaj spotkaliśmy się z największym kłopotem – 95% restauracji było zamkniętych. Szliśmy o godzinie 19 totalnie pustymi ulicami. Google Maps prowadziło nas od jednej restauracji do drugiej. Na wszystkich widniały napisy „zapraszamy za rok”. W końcu udało nam się trafić do baru Skipper. Jak się okazało, w ostatniej chwili, bo o 20 zamykali kuchnię. Od kelnera dowiedzieliśmy się, że działają tylko restauracje w hotelach.

Nie żałujemy jednak i możemy z czystym sumieniem polecić Wam ten bar, który w środku wyglądał zdecydowanie bardziej jak restauracja. Zamówiliśmy tatar z łososia i dorsza smażonego saute z ziemniakami i surówką z młodej kapusty. Wszystko było przepyszne. Tatar smakował wspaniale, dosłownie rozpływał się w ustach i kosztował zaledwie 25 zł za 150g. Ryby były świetnie doprawione i chrupiące.

Po tej udanej kolacji trochę pospacerowaliśmy po plaży, napiliśmy się wina, porozmawialiśmy i wróciliśmy do pokoju dalej gadać, bo na dworze wiatr chciał nam urwać głowy. Po zachodzie słońca było 10 razy zimniej niż w centralnej Polsce. Postanowiliśmy, że w niedzielę zobaczymy jak za dnia wygląda miasto, damy mu jeszcze jedną szansę i pojedziemy do Sopotu, jeżeli nie spodoba nam się to, co zobaczymy.

Nie będę Wam ściemniać. Następnego dnia Władysławowo było równie wymarłe. Trochę fascynował mnie ten klimat. Wiecie, że jestem fanką wszelkich horrorów o zombie a tutaj na każdym kroku można było spotkać widoki jak z postapokaliptycznego świata. Wszystko zamknięte, zabite deskami lub płytami. Żywe dusze krążyły jedynie wokół kościoła w niedzielę ?. Ledwo poznałam ulicę Sportową, która w sezonie zamienia się w centrum rozrywki. Zwiedziliśmy kawałek miasta jeżdżąc samochodem i ruszyliśmy do Sopotu.

I tu następuje drastyczna zmiana otoczenia. W Sopocie nie było nawet jednego miejsca parkingowego w obrębie kilku kilometrów. Cudem znaleźliśmy prywatny parking. Dzięki temu nie marnowaliśmy czasu na długi spacer po mieście, tylko od razu byliśmy w samym centrum. Obiad zjedliśmy w naszej z Pio od lat ulubionej knajpie „Bursztyn”. Smakował jak zawsze, domowo ?. Później pospacerowaliśmy sobie Monte Cassino, przeszliśmy koło mola (wstęp był darmowy, ale już tyle razy tam byliśmy, że woleliśmy pochodzić brzegiem morza) i ruszyliśmy na podbój plaży ?. Chłopaki, jak na dzieci przystało, zebrali całe garście muszelek ?. Pio stwierdził, że zrobi mi z nich bransoletkę. Zobaczymy, czy nie straci chęci jak mu zaczną pękać przy nawlekaniu ?. Ale dam chłopakowi szansę, niech spróbuje. W okolicach godziny 17, ruszyliśmy w drogę powrotną do Łodzi.

Na pytanie, czy warto jechać nad morze poza sezonem mam tylko jedną odpowiedź. JASNE, ŻE TAK. Wspaniale jest nawdychać się jodu, poczuć piasek pod stopami i usłyszeć szum fal. Dawno nie spałam tak dobrze i mocno, jak w noc po naszym powrocie. Musicie jedynie zdecydować, czy wolicie mieć wokół siebie tłumy, czy może ciszę i spokój. Do Władysławowa warto pojechać, aby odpocząć od ludzi i zgiełku miasta. Sopot natomiast nadaje się dla osób ceniących sobie mnogość restauracji, imprez i innych wczasowiczów ?.

A jakie jest Wasze zdanie? Myślicie, że jazda nad morze poza sezonem to strata pieniędzy i czasu? Czy może też udajecie się tam chętnie o każdej porze roku? ❤️

PS. Wyjaśni nam ktoś, co to „czebureki”? Dwa lata nas nad polskim morzem nie było i już jesteśmy zacofani ?.