W tym roku Święta Bożego Narodzenia chciałam spędzić na totalnym luzie. Strasznie potrzebuję odpoczynku. Mam tyle planów, które chcę wcielić w życie, że czuję się zmęczona samym myśleniem o nich, a gdzie jeszcze mowa o wykonaniu ?. Dlatego też, tym razem nie mieliśmy w domu 20+ osób, nie spinaliśmy się że ktoś skomentuje jak przytyliśmy czy że wyskoczył nam wielki pryszcz na twarzy, nie było też typowego „zostaw, to na święta” kiedy ktoś chciał skubnąć coś z półmisków przed wieczerzą. I wiecie co? Pomimo moich obaw, były to jedne z najfajniejszych świąt, które przeżyłam.

Okrojone grono najbliższych osób

Bardzo lubię „duże święta”, kiedy cała rodzina zjeżdża się i razem świętuje. Niestety, są osoby które chętnie przyjeżdżają do kogoś, jednak samemu nigdy nic nie zrobią. Dlatego też, od zeszłego roku, ten wyjątkowy czas w roku spędzamy w bardzo okrojonym gronie. Miałam już serdecznie dosyć tego, że moja mama i babcia są wiecznie traktowane jak służące, które muszą wszystkim dogadzać i nawet „dziękuję” za to nie usłyszą. Bo to przecież ich obowiązek, no nie? Nie. Stop. Moja babcia ma już swoje lata, gorsze problemy z tarczycą i sercem niż ja i zdecydowanie nie ma siły na kilkudniowe stanie przy garach. Moja mama natomiast, nie ma żadnego obowiązku żeby przejmować „pałeczkę”. Raz to zrobiła. I wszyscy myśleli, że będzie już tak co roku. Według mnie natomiast, jeżeli dziadkowie nie mają siły, to rodzina co roku powinna spotykać się u kogoś innego. Jeżeli jednak wszyscy są zbyt wygodni i zamiast na wspólnym spotkaniu to zależy im, żeby się nie narobić i oszczędzić sobie w domu bałaganu, to czemu mi ma zależeć na spotkaniu z nimi?

Zero spiny w kwestii wyglądu

To było po prostu ekstra. Wigilię spędziliśmy w 8 osób, resztę świąt natomiast w 6 (dziadek z babcią chcieli wrócić do siebie). Dzięki temu mogłam ubrać się jak tylko chciałam, zapomnieć o makijażu i idealnym wyprostowaniu włosów no i brzucha też fajnie było nie wciągać ?. Jak ja nienawidziłam tych wiecznie oceniających spojrzeń w trakcie dużych rodzinnych spotkań! Większość osób wypatruje wtedy czy przytyłaś czy schudłaś, czy masz dobrze wykonany makijaż, czy posiadasz jakiś markowy ciuch (bo może poprawił Ci się status materialny i jednak warto się z Tobą zadawać?) czy może gdzieś podwinęła Ci się noga i można wyciągnąć z Ciebie szczegóły. Bleh. W sukienkę ubrałam się tylko do Wigilii i do zdjęcia. Resztę czasu spędzam w piżamie ❤️.

„Zostaw, to na święta”

Czy istnieje osoba, która tego hasła nie zna ?? U mnie było powtarzane bardzo często. No bo jak postawić na stół napoczętą sałatkę? A ciasto i pierogi? No przecież może ich zabraknąć dla wszystkich jak podjemy przed świętami! I musiałeś się człowieku smakiem obejść do samej Wigilii… A wtedy co? Wpieprzasz bez opamiętania. Przecież tyle czasu miałeś na to wszystko ochotę… że teraz, to normalnie smakuje jak zakazany owoc! Polecam Wam zrezygnować z trzymania się tego hasła. Przecież można sałatek dorobić a pierogów dolepić. Poza tym, przy takiej różnorodności i ilości potraw, nie każdy i tak wszystkiego spróbuje. Wiecie, co dało mi to, że mogłam spróbować potraw wcześniej? Nie rzuciłam się na to żarcie jak świnka do korytka ?. Serio. Po raz pierwszy w życiu nie przeżarłam się do tego stopnia, żeby mnie brzuch bolał. Spróbowałam tego, na co miałam ochotę i tyle. Później zajadałam już tylko mandarynki, oglądając Kevina ?. Poszłam spać bez wzdętego brzucha, nudności i wyrzutów sumienia.

Prezenty

Święta kojarzą się coraz bardziej z szałem prezentowym. Ludzie dostają zwyczajnego świra i latają po sklepach jak poparzeni przez cały grudzień. Każdego roku te prezenty są albo coraz droższe albo jest ich coraz więcej pod choinką. W tym roku, troszkę nieświadomie, wymiksowaliśmy się z tego szału. Kupiłam Piotrkowi już w czerwcu sweter Tommy’ego Hilfilger’a (bo był na mega promce w Manu) i perfumy Karl’a Lagerfeld’a (też w mega promce). Te dwa prezenty dostał pod choinką. Dwa inne wybrał sobie sam. Poprosiłam, żeby mi pomógł bo nie chcę wybierać tych niespodzianek sama. Były to PS Vita i Dobi. Dostał je tydzień przed świętami. Ja swój prezent dostałam jakoś na początku grudnia, był to iPhone Xs, ale pod choinką znalazłam jeszcze perfumy Armani’ego. Ani Pio ani ja, nie spodziewaliśmy się niczego dostać w Wigilię, bo te nasze wcześniejsze podarki do najtańszych nie należały. I właśnie dzięki temu, bardziej skupiłam się na duchowym przeżywaniu świąt, niż na czekaniu na Mikołaja ?. Pomimo, że kościoła nie odwiedziłam to jakoś tak czułam bardziej ten świąteczny klimat. W przyszłym roku postanowiłam, że zrobimy jeszcze coś innego w kwestii prezentów. Niestety, powiem Wam o tym dopiero w grudniu 2019. Jedno jest pewne, koniec z prezentowym szałem!

„Nic nie muszę, mogę wszystko”

Wreszcie mogę powiedzieć, że w święta odpoczęłam. Nie musiałam robić rzeczy, na które nie miałam ochoty. Nie musiałam się sztucznie uśmiechać, robić za służącą, oglądać TVP albo dziwnych rodzinnych nagrań, „jeść, bo się zmarnuje” (kolejne hasło-hit; jeżeli pozbędziecie się tego pierwszego to to też straci rację bytu), bać się że ktoś skomentuje moje mankamenty, wysłuchiwać żałosnych pseudosprośnych żartów i przejmować się tym, co myślą o mnie inni. Co mogłam? Wszystko, co chciałam. Mogłam odmówić znajomym wyjścia na imprezę i oni to uszanowali, mogłam oglądać filmy świąteczne cały dzień i horrory całą noc, mogłam spędzić ten czas głównie z mężem, najbliższą przyjaciółką, rodzicami, bratem i dziadkiem, mogłam wylegiwać się w wygodnej pozycji z psami a nie siedzieć przy stole przez pół dnia, mogłam zwyczajnie mieć wszystko w dupie. Nic nie straciłam, zyskałam spokój, siłę i pewność siebie.

A teraz żegnam się z Wami, uciekam zjeść obiad a później porwać Piotrka na kolejny seans filmowy. Uwielbiamy oglądać filmy w naszym nowym łóżku! O jego metamorfozie przeczytacie tutaj. Dajcie znać, jak Wy spędzacie Święta Bożego Narodzenia i czy robicie wtedy coś, czego tak naprawdę nie chcecie! Jestem bardzo ciekawa, czy tylko ja mam taki dziwny bunt, czy to świat zmierza w złym kierunku.