Wyjazd do Włoch planowaliśmy od prawie dwóch lat, ale ciągle coś nas do tego kraju zniechęcało.Niewiele zabrakło, żebyśmy wybrali się tam na wakacje w zeszłym roku, jednak ostatecznie wygrała Chorwacja. Dobrze wtedy zrobiliśmy, bo zwiedzanie zabytków w lato, w pełnym słońcu, byłoby katorgą. Zdecydowanie lepiej i wygodniej spędziliśmy ten czas plażując w Breli ❤️. Jeżeli również chcecie Włochy zwiedzić, a nie pojechać na wypoczynek, to polecam udać się tam w okresie listopad – maj. Jest wtedy chłodniej i nie umordujecie się tak strasznie, jakby miało to miejsce w sezonie.

Paliwo

Jak zapewne się domyślacie, do Włoch pojechaliśmy własnym autem. Obliczyliśmy, że podróż z okolic Łodzi do Wenecji zajmie nam około 15 godzin. Jechaliśmy jednak godzin 17, ponieważ zaskoczył nas korek pod Wiedniem, w którym spędziliśmy około 2h. Nie wpłynęło to jednak znacząco na spalanie auta. Niezawodny Seat Alhambra 1,9 TDI zużył nawet mniej ropy w trakcie całego wyjazdu niż się spodziewaliśmy. Po zatankowaniu 90 litrów pod Łodzią, na stacji zatrzymaliśmy się dopiero w Villach w Austrii. Chcieliśmy zalać tam samochód do pełna, bo paliwo w Austrii jest średnio 0,20 euro tańsze niż we Włoszech. Wlaliśmy tam 62 litry za cenę 1,28 euro/litr. We Włoszech tankowaliśmy auto trzy razy w cenach 1,42, 1,48 i 1,49 euro. Najtańsze paliwo było (o dziwo) w okolicach Rzymu. Ostatnie tankowanie miało miejsce w drodze powrotnej w Austrii za 1,23 euro/litr.

Liczyliśmy, że przejedziemy 4500km a paliwo będzie nas kosztowało średnio 6 złotych. Alhambra pali w okolicach 8l/100km. W zawyżeniu wyszło więc, że będziemy potrzebować 360l x 6zł, czyli ok. 2200 złotych. Finalnie przejechaliśmy 4300km i wydaliśmy na paliwo 450 złotych Polsce i 335 euro w Austrii i we Włoszech.

Koszt całkowity: 1900 złotych

Autostrady i winiety

Koszt dziesięciodniowych winiet do Czech i Austrii był niewielki – 45 i 55 złotych. Gorzej sprawa miała się z włoskimi autostradami. Są strasznie drogie i tak naprawdę niewarte swojej ceny. Toalet to możecie ze świeczką szukać, a takich bezpłatnych to nawet z jakimś reflektorem ?. Zawsze jak gdzieś wyjedziemy to tęsknię za naszymi polskimi MOP’ami. Niby Polska jest taka zacofana a nasze autostrady są naprawdę ekstra. Brakuje im tylko więcej pasów ?. Włoskie autostrady często się korkowały przy zjazdach, były przestarzałe i dziurawe. Żeby Was dobić powiem, że wydaliśmy na nie 128 euro, czyli 550 złotych.

Koszt całkowity: 650 złotych

Noclegi

W Wenecji spaliśmy przez dwie noce. Ze względu na lokalizację, wybraliśmy hotel „Altieri” znajdujący się w dzielnicy Favaro Veneto. Zapłaciliśmy za niego 128 euro i możemy go szczerze polecić. Bardzo miła obsługa, super lokalizacja przy przystanku z którego w 30 minut można dojechać do Piazzale Roma, nowoczesne pokoje, czyste łazienki i dobre śniadania.

Jeden nocleg (Bogu dzięki!) mieliśmy zarezerwowany w Pizie. Hotel nazywał się „Villa Primavera” i kosztował nas 63 euro. Piotrek zaklepując go połaszczył się na „śniadanie w cenie”. To było najgorsze miejsce w trakcie naszego wyjazdu. W pokoju unosił się jakiś dziwny, specyficzny zapach a śniadanie było śmiechu warte – dwa suchary, rogalik, bułka, dwie saszetki dżemoru i mikro masełko. Niedobrze mi na samo wspomnienie. Jedyne, co mogę pochwalić to zadbany ogródek na zewnątrz i lokalizacja.

Na szczęście kolejne dwie noce spędziliśmy w hotelu „Roma Aurelia Antica”. Zapłaciliśmy za niego 145 euro i był wart każdego centa. Przepiękne wnętrza, basen, super obsługa, przepyszne śniadania i nieskazitelna czystość. Jedynym jego minusem była lokalizacja. Znajdował się całkiem daleko od centrum Rzymu, ale hotel oferował gościom przejazdy do pierwszej stacji metra swoim busem w cenie 6 euro w obie strony. Gdybyście wybrali kiedyś to miejsce na swoją bazę wypadową to polecam Wam jednak udać się do centrum autobusem miejskim a następnie korzystać z metra. Różnica w cenie jest spora. Bus hotelowy + metro (bo i tak musicie nim dojechać) wyjdą Was 9 euro od osoby w dwie strony, natomiast dojazd wyłącznie komunikacją miejską to 3 euro w dwie strony.

Z Rzymu pojechaliśmy do Pompei, które były naszą bazą wypadową do Sorrento i Positano. Spaliśmy tam w prywatnym apartamencie „Chilli & Chocolate” i za dwie noce zapłaciliśmy 89 euro. Do samego miejsca nie mam żadnych zażaleń. Było czysto, świeżo, nowocześnie i blisko do centrum. Jednak śniadanie to kicha totalna. Same ciastka, suchary, dżemory i włoska nutella. Było lepiej niż w Pizie, ale jednak musieliśmy na mieście coś „dojeść” ?.

Ostatni nocleg we Włoszech mieliśmy w San Marino w „Grand Hotel Primavera”. Kosztował nas 75 euro. Nie znalazłam tu żadnych minusów. Kupili mnie pakietem spa ?. Po wszystkich trudach podróży i zwiedzania, basen z jacuzzi i sauna były tym, czego totalnie potrzebowaliśmy. Śniadanie przepyszne. Sorbet cytrynowy skradł moje serce ??. Pio twierdzi, że tam wrócimy ?.

W powrotnej drodze nocowaliśmy w hotelu „Seestuben” w Villach w Austrii. Zapłaciliśmy 72 euro. Mogę z czystym sumieniem polecić ich hotelową restaurację. Wszystko było przepyszne zarówno na kolację, jak i śniadanie. Minusem hotelu jest znajdująca się na parterze dyskoteka. Mieliśmy to nieszczęście, że spaliśmy tam z soboty na niedzielę, czyli wtedy, kiedy klub działał pełną parą. Pio ma mocny sen, więc chrapał jak dziecko. Mnie natomiast obudził huk o 4 rano (podgłosili wtedy muzykę ?) i ponad godzinę leżałam z oczami jak 5 złotych. Zatyczki do uszu dane przez panią w recepcji nie pomogły ?. Ale i tak miło wspominam to miejsce. Pewnie gdyby nie to, że następnego dnia musieliśmy przejechać 1000km, to sami byśmy chętnie zeszli się pobawić z miejscowymi a następnego dnia skorzystali z oferowanych tam w cenie noclegu kąpieli błotnych ?.

Koszt całkowity: 2460 złotych

Jedzenie i napoje

Jeżeli chodzi o jedzenie, to w całych praktycznie Włoszech ceny się wahają i to ile zapłacicie zależy od tego, gdzie pójdziecie. Można zjeść pizzę za 3 euro i można też za 20 (i więcej) ?. Mi nie smakowała żadna. Ani taka za 5 euro, ani za 20. Lepszą włoską pizzę niż we Włoszech jadłam w Farina Bianco w Łodzi ??. Nastawiałam się na przepyszne jedzenie i najlepsze pizze i makarony w życiu. Z przykrością jednak stwierdzam, że przez 9 dni we Włoszech nie zjadłam żadnego dobrego dania obiadowego.

Na mieście jedliśmy głownie obiady i kolacje. Śniadania mieliśmy w cenie noclegów. Niestety, jak już wiecie, nie każdym śniadaniem się najedliśmy i byliśmy zmuszeni coś jeszcze sobie dokupić. Jeżeli mieliśmy ochotę na coś innego niż było proponowane w restauracjach, to robiliśmy zakupy w sklepach Lidl lub Carrefour.

Najlepszą rzeczą, jaką jedliśmy we Włoszech były zdecydowanie lody. Gelato to włosi wiedzą jak robić. Nie komentuję tego więcej. Po prostu jadłam tam najlepsze lody w życiu i kropka ❤️.

Przed wyjazdem byliśmy straszeni przez wiele osób, że w restauracjach we Włoszech pobierane są wysokie opłaty za „service”, czy tam „koperto” (to ostatnie akurat jest podobno nielegalnie w niektórych regionach). Chyba jednak zaczęli rozumieć, że więcej na tym tracą niż zyskują, bo ja nie spotkałam się z cenami wyższymi niż 1 euro od osoby lub doliczenie 10% do rachunku. Dla nas to norma, bo i tak zawsze z Pio dajemy 10% napiwku. Zazwyczaj te kwoty są podane w menu. Jeżeli nie, to pytajcie kelnerów. My nigdy nie mieliśmy problemu z dowiadywaniem się o dodatkowe koszty.

Jeżeli chodzi o napoje to my pijemy głównie wodę, czasami zdarzy nam się kupić Coca Colę. Ceny były ok, jednak zdecydowanie najtaniej wyszłoby nas, gdybyśmy pili tylko… wino ?. Cena Coli to około 1 euro, czyli jak u nas. Woda w Lidlu również kosztowała tyle, co w Polsce. Natomiast wino… Ceny win zaczynały się od 1,29 euro ?. I to nie jakieś nalewki czy „sikacze”, tylko naprawdę całkiem spoko wytrawne winka. Muszę Was też ostrzec, że we Włoszech raczej słodkiego wina się nie napijecie. Dostępne są w większości wina wytrawne. Słodkie dostaliśmy tylko w San Marino i szczerze mówiąc, nie było za dobre.

Koszt całkowity: 1500 złotych

Zwiedzanie i przejazdy komunikacją miejską

Jedynymi płatnymi atrakcjami, na które się zdecydowaliśmy, były Muzea Watykańskie i ruiny Pompei. Za zwiedzanie muzeów z przewodnikiem zapłaciliśmy po 42 euro od osoby i były to najgorzej zainwestowane pieniądze w trakcie naszej wycieczki. Włoski przewodnik miał mówić po angielsku, jednak przez jego silny akcent i koszmarny mikrofon, nawet ja niewiele zrozumiałam. Jako ciekawostkę i przestrogę napiszę Wam, że mimo tego, że w Watykanie jest mnóstwo turystów z Polski, to w muzeum nie ma ani polskich przewodników ani nawet audioprzewodników. Dla nas to było chore. Chcieliśmy dokupić audioprzewodnik a takowy nie był dostępny w naszym ojczystym języku. Nawet zwiedzając pałace w Wiedniu dostaliśmy bez problemu audioprzewodnik z polską wersją językową. Do Muzeów Watykańskich warto było iść tylko po to, żeby zobaczyć Kaplicę Sykstyńską, ogrody watykańskie z okien budynku i wystawę egipską. Jeżeli chcecie koniecznie odwiedzić to miejsce, to kupcie najtańszy bilet w kasach muzeum i nie kombinujcie z przewodnikami.

Drugą płatną atrakcją były ruiny Pompei za które płaciliśmy po 15 euro od osoby. Tych pieniędzy w ogóle nie żałuję. Było mega warto zobaczyć wszystko, co znajduje się na terenie kiedyś zniszczonym przez Wezuwiusza. Starożytne miasto było ogromne i przejście jego uliczkami zajmuje minimalnie 3 godziny. Bardzo żałuję, że nie wybraliśmy się jeszcze do Herkulanum, ale przecież nie można wszystkiego zobaczyć za jednym razem ?. Zwiedzimy te ruiny następnym razem ?.

Komunikacja miejska we Włoszech działa całkiem sprawnie i nie jest strasznie droga. Przejazd autobusem czy tramwajem kosztował nas 1,50 euro. Bilet uprawniał do przesiadki. Korzystaliśmy z tego rodzaju transportu w Wenecji i Rzymie. W innych miejscach parkowaliśmy auto na płatnych parkingach publicznych, znajdujących się jak najbliżej centrum (koszt od 2 do 7 euro za godzinę postoju). Dodam jeszcze, że w Wenecji skorzystaliśmy raz z tramwaju wodnego nazywanego Vaporetto. Przejazd kosztował 7,50 euro od osoby.

Koszt całkowity: 700 złotych

Pamiątki

Nie wiem, czy kogoś zdziwię, ale nasze pamiątki to w głównej mierze alkohole ??. Żal było przecież nie nakupić zapasu lokalnych wytrawnych win. Wzięliśmy ich ponad 15 butelek ?. Do tego w Pompejach i Sorrento kupiliśmy najlepsze na świecie likiery – limoncello, meloncello, pistacchio i coconcello. Były tak przepyszne, że lepszych likierów owocowych w życiu nie piliśmy. Pio kupił też Absynt w mega okazyjnej cenie w San Marino. Polubił go po naszej ostatniej wycieczce do Pragi ?.

Oprócz alkoholi kupowaliśmy także magnesy z większości miast, które odwiedziliśmy. Mamy już teraz ich całkiem pokaźną kolekcję ?. Skusiliśmy się też pod wpływem chwili na maskę w Wenecji. Nie mam pojęcia, po co my ją wzięliśmy ?. Ja się boję wszelkich pluszowych misiów, lalek, klaunów, masek, itp bardziej niż pająków czy myszy ?. Za dużo horrorów w życiu obejrzałam ?. Pio kupił sobie jeszcze jakieś pierdółki a ja ogromne cytryny w Sorrento, cytrynowe mydła i czekoladę oraz dwie bransoletki. W tym jedną ze skały wulkanicznej z Wezuwiusza ?.

Koszt całkowity: 450 złotych

Ubezpieczenie

Bez ubezpieczenia zdrowotnego nie ruszamy się poza granice Polski. Zawsze kupujemy je w PZU. Za 10 dni zapłaciliśmy po 100 złotych od osoby. Chciałabym ostrzec wszystkich, którzy myślą, że posiadając EKUZ są bezpieczni na wyjeździe. Niestety refunduje ona tylko część leczenia i to w wybranych placówkach. Nigdy nie pokusiłabym się o podróż zagraniczną posiadając tylko EKUZ. My już nawet jej nie wyrabiamy (bo pamiętajcie, że ważna jest tylko rok od daty wydania). Wolimy zapłacić i mieć komfort psychiczny, że „W razie w” będziemy mieli zagwarantowaną opiekę, wikt i opierunek.

Więcej niż za ubezpieczenie zdrowotne zapłaciliśmy za zagraniczny Assistance dla samochodu. Niestety zapomnieliśmy o nim w trakcie przedłużania ubezpieczenia podstawowego auta i musieliśmy sporo więcej dopłacić. Gdybyśmy zrobili to przy zawieraniu umowy, koszt wyniósłby 100zł. Natomiast dokupienie Assistance zagranicznego wyniosło nas 400 złotych.

Koszt całkowity: 600 złotych

To już wszystkie koszta związane z naszym wyjazdem. Muszę Wam zaznaczyć, że wydana kwota końcowa była niższa, ponieważ byliśmy we Włoszech z rodzicami i koszty paliwa, autostrad, winiet i ubezpieczenia samochodu dzieliliśmy na dwie pary. Poniżej podaję sumę potrzebną na wyjazd dla dwóch osób. Czy da się spędzić dziesięć dni we Włoszech taniej? Oczywiście! Szukajcie tańszych noclegów, jedzcie street food (który jakością wcale nie odbiega od potraw w restauracjach!) i jak macie więcej czasu niż my, to odpuśćcie sobie jazdę włoskimi autostradami ?.

Dziesięciodniowy wyjazd samochodem do Włoch kosztował nas w sumie 8260 złotych. Odwiedziliśmy Wenecję, Pizę, Saturnię, Watykan, Rzym, Pompeje, Sorrento, Positano, San Giovanni Rotondo, San Marino i Rimini.