Do Medjugorie jechaliśmy na totalnym spontanie. Po dniu zakupowego szaleństwa w Mostarze, o którym przeczytać możecie tutaj, byliśmy w tak dobrych humorach, że kiedy mama zaproponowała odwiedzenie jeszcze tego miejsca, nikt z nas nie protestował. Troszkę tego nie przemyśleliśmy, ponieważ kiedy już wjechaliśmy do miasteczka, słońce zaczęło zachodzić. I wiecie co? Okazało się, że na nieświadomce trafiliśmy na najlepszą porę do odwiedzenia miejsca objawienia. Niestety, nie była najlepsza do robienia zdjęć, więc nie powalają jakością ?.

Wjeżdżając do Medjugorie w oczy rzucił nam się fakt, że to wcale już nie jest wioska. Dzięki „objawieniu” rozrosła się ona do rozmiarów całkiem niemałego miasteczka. Czemu objawienie napisałam w cudzysłowie? Bo nie jest ono potwierdzone. Ale też nie zostało odrzucone. Wiecie, w końcu całe miasto zarabia na tym spore hajsy. Ciężko znaleźć sklep spożywczy, ale hoteli i straganów lub sklepików z pamiątkami i dewocjonaliami jest od groma. Serio, dla mnie to było mega dziwne doświadczenie. Przerażają mnie te wszystkie wielkie figurki świętych i masa krzyży.

Na pochwałę zasługuje fakt, że jednak nie chcą z turystów wycisnąć każdego grosza ?. Po czym to wnioskuję? Po darmowych parkingach i toaletach. Oczywiście wszędzie znajdziecie napisy, żeby do takich zamkniętych skrzyneczek wrzucić „co łaska”, ale nie jest to konieczne i nachalne. Przy głównym kościele znajduje się miejsce z mnóstwem świeczek, gdzie można je palić w różnych intencjach. Jedna świeczka to koszt 1 Euro. Kawałek dalej znajduje się miejsce, gdzie odbywają się spotkania wiernych za dnia. Jest tam mnóstwo ławek i coś na kształt amfiteatru.

Jeżeli będziecie chcieli jeszcze chwilę zostać na tym terenie, to możecie pochodzić po takim niewielkim parku, w którym znajduje się Droga Krzyżowa. Jest tam jeszcze rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa. I w tym momencie ja bym się chciała Was zapytać – czy wszystkie rzeczy przedstawiające świętych są święte? No bo ja nie ogarnęłam, czemu ludzie do tej rzeźby podchodzili, całowali stopy, przytulali się i płakali… Czy coś ze mną jest nie tak?

Nadmienić Wam jeszcze muszę, że ani ja ani Piotrek nie jesteśmy za bardzo wierzący. Bardziej interesuje nas kwestia energii i reinkarnacja, niż niebo i piekło. Zostałam jednak wychowana w wierze chrześcijańskiej, więc czuję się z nią związana. Piotrek mniej, bo on z rodzicami do Kościoła nie chodził. Powiem Wam, że ja bardzo zazdroszczę ludziom takim jak moja mama, którzy rzeczywiście wierzą i w tej wierze znajdują spokój, nadzieję i pocieszenie. My z Piotrkiem cały czas poszukujemy.

Wracając do Medjugorie, jak już obeszliśmy wszystkie kąty na terenie kościoła, zdecydowaliśmy się podjechać do Góry Objawień. W międzyczasie słońce już całkowicie zaszło. Wejścia na górę są dwa. Nie wiedzieliśmy o tym ?. Okazało się, że wybraliśmy trudniejsze. Skręciliśmy w prawo, bo z lewej strony była jakaś grupa, która odmawiała różaniec. Moja mama na widok wejścia stwierdziła, że nie damy rady, złamiemy nogę i w ogóle to ona już wszystko zobaczyła i możemy wracać ?. Nie takie numery z moim Piotrkiem ?. Co tak przeraziło moją mamę? Kamienie. Ostre, wyszlifowane przez turystów do gładkości, nierówne głazy. Nie będę ściemniać, też mi się nie spodobały. Zaczęłam myśleć jak cienką podeszwę mają moje Converse’y… Wiecie, co sprawiło, że zrobiło nam się głupio i zaczęłyśmy iść za Piotrkiem? Grupa wiernych schodzących z góry na boso lub w japonkach. I wtedy sobie przypomniałam, że przecież czytałam wcześniej w necie, że niektórzy ludzie ze swoimi intencjami wchodzą tam nawet na kolanach.

Zaczęliśmy wchodzić. I wtedy doceniliśmy, że słońce zaszło. Nie wyobrażam sobie wspinaczki w skwarze panującym tam za dnia. Dwa telefony posłużyły nam za latarki i uważam, że to była dużo lepsza opcja niż umartwianie się w pełnym słońcu. Okazało się też, że te kamienie wcale takie złe nie są. Trzeba tylko uważać, żeby nogi nie skręcić w szczelinach między nimi. Mijaliśmy mnóstwo ludzi. Pamiętajcie, żeby odzywać się tak, jakbyście byli w Polsce. Największe grupy turystów w Medjugorie to właśnie nasi rodacy i Hiszpanie. Zdziwiło mnie to, że wchodząc praktycznie w ogóle się nie zasapaliśmy. Było jak na takim trochę trudniejszym spacerze. Może to przez to, że skupiliśmy się wszyscy na patrzeniu tylko pod swoje nogi, żeby cało do Chorwacji wrócić. Po jakiś 20 minutach byliśmy na miejscu. Nie zdziwcie się widokiem zapłakanych ludzi. Tam płacze prawie każdy.

Nie mam pojęcia, czy jest to tak emocjonujące przeżycie, czy kwestia tego że udało im się wejść, czy może myślą już o tym że czeka ich jeszcze droga na dół. Zapytałam mamy, bo ona należała do tych, którym łzy same płynęły. Powiedziała, że mi nie powie ?. Pewnie stwierdziła, że ją wyśmieję. Z tego, co jednak wychwyciłam z obserwacji to chyba chodzi o to, że ludzie rzeczywiście myślą, że objawiła się tam Maryja. Niektórzy coś czują. Na ile jest to prawda a na ile wyobraźnia, nie wiem. Nie mi oceniać, bo ja tego nie przeżyłam. Weszłam na górę, zobaczyłam figurkę Matki Boskiej i tyle. Zazdroszczę trochę tym, którzy przeżywają magię z tym związaną. Jeżeli jesteście wierzący i byliście w miejscu objawienia to proszę, napiszcie mi koniecznie w komentarzach jak to jest, jak Wy to odczuwaliście!

Schodząc, wybraliśmy drugą trasę. Okazało się że jest dłuższa, ale też mniej stroma. Po zejściu zgodnie stwierdziliśmy, że jednak dobrze wybraliśmy podejście. Fajnie było w miarę szybko wejść, pomimo trudności. I też fajnie było mieć więcej luzu przy schodzeniu. Idąc do samochodu, mijaliśmy kolejne sklepy z dewocjonaliami. Na jednej z wystaw zauważyłam nawet podróbkę bransoletki Pandory za 5 Euro (z jakimiś dziesięcioma charms’ami ?). Oczywiście nie omieszkałam głośno skomentować „niby takie święte miejsce a w oszustwo idą”. No i to był mój błąd. Żebyście zobaczyli spojrzenia starszych osób idących obok nas. Jak nienawiść dziecka, któremu się powiedziało że Mikołaj nie istnieje. Dlatego wcześniej Wam wspominałam, żebyście uważali z wygłaszaniem opinii po polsku ?.

Tak właśnie zakończyła się nasza wizyta w Medjugorie. Wsiedliśmy do samochodu i wróciliśmy do Chorwacji. Jeżeli chodzi o to, czy warto tam jechać, to zostawiam to Waszej ocenie. Myślę, że każdy ma inne oczekiwania co do tego miejsca. Według mnie dobrze jest dojechać tam w okolicach godziny 16, załapać się na wspólne śpiewy czy modlitwy w amfiteatrze. Później pozwiedzać teren kościoła i parku. Na koniec, po zachodzie słońca wspiąć się na Górę Objawień. Jeżeli zależy Wam na widoku z góry, wtedy wejdźcie tam w blasku zachodzącego słońca. Jestem pewna, że wchodząc tam w tzw. „golden hour” będziecie zachwyceni widokami.

Muszę Wam jeszcze dodać, że moim zdaniem to ludzie tworzą klimat i atmosferę miejsca. To to, że ludzie są dla siebie mili i życzliwi, wprowadza taki „święty” czy „magiczny” nastrój. Kiedy wchodziliśmy pod górę, praktycznie każda osoba schodząca powiedziała nam coś miłego, albo dopingowała że damy radę i żeby się nie poddawać. Wszyscy się uśmiechali, wszystkim towarzyszyły dobre emocje. Będąc w otoczeniu takiej energii, nie można czuć się źle. Szkoda, że ludzie nie praktykują takich zachowań na codzień. Myślę, że gdybyśmy tam spędzili troszkę więcej czasu, bralibyśmy udział we wspólnych modlitwach, poszlibyśmy do spowiedzi i na koniec wspięli się na górę, to ja też bym jak bóbr ryczała. Wyobraźnię mam nie najgorszą i mogłabym sobie wkręcić, że rzeczywiście na tej górze dzieje się coś cudownego.  Moja mama jest zachwyconą tą wycieczką i z pasją i przejęciem opowiada o niej każdemu, kto jest chętny słuchać. Dla mnie i Piotrka było to ciekawe miejsce, ale nie na tyle, żeby tam wrócić.

Tak przedstawiają się nasze subiektywne wrażenia po wizycie w Medjugorie. Byliście tam kiedyś? Jeżeli tak, to chętnie poczytam o Waszych historiach i odczuciach. Bardzo ciekawią mnie emocje i myśli, jakie towarzyszą ludziom po wejściu na Górę Objawień.

Wklejam Wam tutaj jeszcze trzy filmiki, żebyście mnie nie zlinczowali za zdjęcia ?❤️