Zostało sześć dni do Wigilii, uwierzycie? Strasznie mi ten grudzień zleciał. A szkoda! W końcu to mój ulubiony miesiąc w roku ❤️. Nie mogę się doczekać aż w piątek zaczniemy wszystkie przygotowania. A w poniedziałek… kulminacja świątecznego szału. Od paru lat nie ma już u mnie w rodzinie dużych Wigilii. Po tym jak babcia zachorowała i nie jest w stanie przyrządzić kolacji dla 23 osób, a moja mama (pod naszym wpływem) się zbuntowała, nikt nie przejął „pałeczki”. Spędzamy więc ten czas w gronie ośmioosobowym. Rodzice, dziadkowie, my i mój brat.

Nie wiem jak Wasze babcie, ale moja nie przepada za mocnymi alkoholami. Kiedy proponujemy jej coś z procentami, zazwyczaj wybiera likiery, ewentualnie wino. Postanowiłam więc, że zrobię w tym roku alkohol na bazie jej ulubionego mleka kokosowego. Po raz pierwszy robiłam ten likier rok temu, zaraz po tym jak spróbowałam „Krówki Talki”. Od razu wiedziałam, że muszę ją odtworzyć w trochę zdrowszej wersji. Likier to jednak likier, więc nie oszukujmy się – ma milion kalorii ?. Ale jest tak pyszny, że nawet moja mama go pije a nie lubi ani mleka kokosowego ani smaku toffi ?.

Składniki:

500 ml mleka kokosowego

250 g cukru kokosowego

250 ml alkoholu 40-50%

Przygotowanie:

Mleko i cukier zagotowujemy w rondelku. Odstawiamy do ostygnięcia. Kiedy mieszanka będzie już w temperaturze pokojowej, dolewamy alkohol. Wstawiamy do lodówki i próbujemy likier dopiero wtedy, kiedy będzie schłodzony. Mi najbardziej smakuje po około 3 dniach w lodówce. Wiadomo, im dłużej go potrzymacie, tym lepiej się „przegryzie” ??.

Moje wskazówki:

– Jeżeli dacie biały cukier, zamiast kokosowego, wyjdzie Wam Malibu. To właśnie cukier kokosowy daje karmelowy posmak.

– Jeżeli lubicie mocniejsze likiery, dodajcie 400 ml alkoholu. Powiem Wam szczerze, że ja nigdy do takich wyrobów nie używam spirytusu. Jakoś źle mi się on kojarzy. Poza tym, wolę, żeby ten likier smakował a nie „kopał”.

– Mleko kokosowe kupujcie firmy Real Thai albo Aroy-d. Inne mają albo pełno syfu w sobie w stylu konserwantów/zagęszczaczy albo są zwyczajnie niedobre.

Zostawiam Was z przepisem a ja uciekam do Dobi. Tak, tak, mamy już imię! Braliśmy jeszcze pod uwagę Zuza, Sissi i Nene ?. Dobi była jednak pierwszym strzałem i przy tym zostaliśmy. Chociaż ja walczyłam, żeby pisało się Dobbie, ale Piotrek stwierdził, że jest Polką i będzie miała polską pisownię imienia ?. Jeżeli zrobicie mój likier, dajcie koniecznie znać, jak Wam smakował ❤️. 

Smacznego! ❤️

PS. Wszystkie zdjęcia zrobiłam przy pomocy iPhone Xs. Myślę, że Samsungi wymiękają a moją lustrzankę obrośnie kurz ?❤️.