Wpis o moich egzaminach na prawo jazdy kategorii C i CE musiałam podzielić na dwie części, bo nie dałam rady tylu historii upchnąć w jednym ?. Opis moich egzaminów na kategorię C znajdziecie tutaj. Dzisiaj natomiast zajmiemy się moimi podejściami do kategorii CE. Zaczynajmy więc!

KATEGORIA CE – podejście pierwsze

Po tym, jak zdałam egzamin na kategorię C przestałam się stresować kategorią CE. Moje ówczesne podejście świetnie odzwierciedla powiedzenie „co ma być, to będzie” ?. W trakcie egzaminów E do C nie uroniłam już ani jednej łzy ?. Pierwsze podejście do kategorii CE skończyło się dla mnie całkiem szybko – oblałam na placu egzaminacyjnym. W trakcie egzaminu dowiedziałam się, że robiąc E do C także obowiązuje mnie parkowanie prostopadłe tyłem ?. Nie robiłam go z moim instruktorem, ponieważ wymiary jego placu na to nie pozwalały. Liczyłam, że jakoś to będzie ??. Nie było. Zgarnęłam tyłem przyczepy lewy słupek. Ewidentnie była to moja wina. Wyrzucałam sobie tylko to, że jestem cholerną perfekcjonistką i zmieściłabym się, gdybym skorzystała z możliwości korekty (albo drugiego podejścia). Niestety jak to ja – wszystko muszę robić na raz, idealnie.

Zadzwoniłam do mojego instruktora zaraz po egzaminie i ustaliliśmy, że wykupimy możliwość jazdy po placu egzaminacyjnym, żebym mogła sobie podszkolić ten rodzaj parkowania. Generalnie to władowałabym tą przyczepę tyłem w linie bez problemu, gdybym mogła cofać na lewe lusterko. Na egzaminie jednak dozwolona jest opcja z której kierowcy zawodowi raczej nie korzystają podjeżdżając pod rampę, czyli jazda na prawe lusterko. Kilka dni później spędziłam z instruktorem godzinę, ćwicząc tylko parkowanie prostopadłe tyłem. Przez tą godzinę tylko 5 pierwszych razy miałam nieudanych. Zapewne przez to, że jeździliśmy po placu kiedy było ciemno i cofałam na „czuja”, bo z widocznością było baaardzo kiepsko. W lusterka waliły mi WORD’owskie lampy, a słupki nie były odblaskowe.

KATEGORIA CE – podejście drugie

W dniu egzaminu mój instruktor ściągnął mnie do siebie na plac, poświęcił trawnik i kazał mi cofać między słupki na nim ustawione. Szło mi dobrze, więc na egzamin jechałam już pewniejsza swoich umiejętności. Niestety, ponownie zawaliłam parkowanie tyłem. Tym razem ściągnęłam słupek tyłem ciężarówki, w trakcie prostowania ?. Po tym egzaminie byłam już na siebie ostro wkurzona.Kolejne 245 złotych poszło się jebać. Zadzwoniłam do instruktora i wykupiliśmy kolejną godzinę jazdy po placu. Tyle tylko, że tym razem mój instruktor ubłagał Iwonki w WORD’zie, żeby dały nam wjechać jeszcze za dnia. I tutaj nastąpił przełom, bo wreszcie wszystko widziałam i opracowałam sobie w czasie tych 60 minut swój system parkowania prostopadłego tyłem ?.

KATEGORIA CE – podejście trzecie

Jak się zapewne domyślacie, trzecie podejście okazało się tym szczęśliwym. Dałam radę wykonać „wylosowane” parkowanie skośne i prostopadłe tyłem. Napisałam wylosowane w cudzysłowie, bo nie jestem pewna, czy to rzeczywiście jest losowane. Trzy razy pod rząd dostałam ten sam zestaw manewrów. Za to obsługę pojazdu miałam inną za każdym razem. Wydaje mi się to trochę podejrzane.

Trzecie podejście do kategorii CE było według mnie moją najgorszą jazdą po mieście w trakcie wszystkich egzaminów. Byłam rozkojarzona i w głowie ciągle słyszałam głos „po co się starasz, i tak Ci się nie uda”. Jednak mimo popełnienia dwóch błędów, zostałam przepuszczona. Egzaminator widział, że po każdym z nich sama na siebie byłam mega wkurzona i wyłapałam je od razu. Kazał mi albo powtórzyć manewr, albo usprawiedliwić swoje postępowanie ?. Mimo pozytywnego wyniku egzaminu, nie odczuwałam zadowolenia. Wręcz miałam takie wewnętrzne poczucie, że nie zasłużyłam na to i powinnam jeszcze raz zdawać ?. Teraz stwierdzam, że mam po prostu chorą głowę i powinnam się leczyć na bycie zbyt ambitną perfekcjonistką ?‍♀️?.

KATEGORIA CE – podsumowanie

Kiedy już zdałam wszystkie egzaminy uświadomiłam sobie, że jeżeli oblewamy z własnej winy, to jesteśmy co najwyżej wkurzeni sami na siebie. Najgorzej jest jednak, jak zostaniemy niesprawiedliwie potraktowani. Wtedy człowieka zalewa cała fala emocji. Przede wszystkim jest to bezsilność, bo nie możemy praktycznie nic zrobić. Prawda jest taka, że jeżeli dostaniemy egzaminatora-człowieka, to egzamin będzie przyjemnym doświadczeniem. Można się w trakcie czegoś dodatkowego nauczyć, a w czasie jazdy jest się świadomym, że wszystko zależy od nas. Mój Pio np. zdał swój egzamin CE mimo najechania (i przekroczenia ?) na podwójną ciągłą linię. Natomiast jeżeli dostaniemy egzaminatora-terminatora, to możemy stanąć na rzęsach, a i tak na czymś zostaniemy złapani. Nie ma ludzi nieomylnych, każdemu zdarzają się błędy na drodze. Najważniejsze według mnie jest dbanie o to, żeby w trakcie jazdy nikomu nic nie zrobić, ani niczego nie uszkodzić.

Jeszcze podrzucę Wam tutaj link do strony wrocławskiego WORD’u, gdzie opisane jest dokładnie sprzęganie i rozprzęganie ciężarówki z przyczepą. Ja sobie czytałam ten poradnik przed każdym egzaminem CE i nie miałam większych problemów ze sprzęganiem i rozprzęganiem. To zadanie było dla mnie o tyle trudne, że byłam po operacji i ciężko było mi wykonać wszystkie czynności w wyznaczonym czasie. Chodziłam wkoło tej ciężarówki cała obolała, upocona i zdyszana. Dobrze, że na całość było 2x po 15 minut.

Kończąc, pozostaje mi tylko życzyć Wam powodzenia w dążeniu do uzyskania uprawnień kierowcy zawodowego. Bardzo się cieszę, że to już za mną i więcej egzaminów na prawo jazdy mnie nie czeka. Chyba, że zdecyduję się zrobić brakujące kategorie A i D ?, ale szczerze wątpię, że nastąpi to w ciągu najbliższych lat. Mam nadzieję, że nie dacie sobie wejść na głowę egzaminatorom. To zwykli ludzie, nie wyrocznie. Nie dajcie się zniechęcić. Pamiętajcie, że od zdobycia uprawnień dzieli Was tylko jeden egzamin z wynikiem pozytywnym ❤️.