„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to pierwszy polski slasher, czyli rodzaj horroru filmowego. Wiecie, że jestem fanką wszelakich horrorów, więc nie mogłam nie napisać kilku słów na temat polskiej produkcji. Tym bardziej, że wskoczyła już na platformę Netflix i mogłam się nią cieszyć w domowym zaciszu. Czy warto było poświęcić czas na obejrzenie „W lesie dziś nie zaśnie nikt”? Zaraz się dowiecie!

Co to slasher?

Zacznijmy jednak od tego, czym w ogóle jest ten „slasher”? Jest to pewien gatunek horroru. Slashery często opierają się na podobnym schemacie. Bohaterowie stanowią grupę powiązanych ze sobą osób, zwykle nastolatków, zgromadzonych w miejscu które stanowi obszar działania psychopatycznego mordercy. „Psychopata po kolei rozprawia się z kolejnymi osobami aż do konfrontacji z tak zwaną „final girl”, która sama musi stawić czoła mordercy i go zabić. „Final girl” to młoda dziewczyna, zwykle dziewica, która uosabia powszechnie uznawane wartości moralne: nie pija alkoholu, nie bierze narkotyków, nie uprawia wolnej miłości, często jest osobą wierzącą i kochającą córką. Jako przeciwwaga dla stereotypowej, amerykańskiej młodzieży przedstawionej w postaci wspomnianej, pozbawionej kręgosłupa moralnego grupy, często jest wyśmiewana lub ignorowana przez rówieśników bądź też uważana za dziwaczkę, ale może być też lubiana.

Slasherowy morderca (tzw. „boogeyman killer”) to zwykle osoba odrażająca fizycznie i psychicznie niezrównoważona. Jego brzydota może być spowodowana wypadkiem bądź chorobą. Zabija zwykle przy pomocy charakterystycznego dla siebie narzędzia i posiada rozpoznawalny strój, najczęściej także maskę. Bywa, że okazuje nadnaturalne zdolności, jak na przykład wyjątkową odporność na obrażenia. Motywy jego zbrodni mogą być przeróżne, od zemsty aż po perwersyjną fascynację mordowaniem.” Większość definicji zaczerpnęłam z Wikipedii, bo jest to tam idealnie opisane.

Z moich obserwacji wynika, że zazwyczaj jako pierwsza ginie pusta „blondynka” i jej partner, później leszcze i śmieszki, a na koniec zostaje „final girl” i ewentualnie jej towarzysz. Zwykle ten towarzysz ginie w trakcie próby zamordowania psychopaty lub broniąc „final girl”. Wtedy ona staje się takim totalnym badass, któremu nikt nie podskoczy i rozprawia się z mordercą. Slasherów raczej nie ogląda się po to, żeby się przestraszyć. Ja je oglądam, bo w większości są śmieszne i obrzydliwe ?. Absolutnie natomiast kocham slashery, w których „final girl” jest ogarnięta i szybko zamienia się z ofiary w myśliwego. Totalnie uwielbiam zamianę ról i polowanie na mordercę. Achhh, ale to daje satysfakcję (if you know what I mean ?). Przejdźmy teraz do „W lesie dziś nie zaśnie nikt”.

Akcja filmu i bohaterowie

Pierwszy polski slasher nie zaskakuje niczym. Ale taki był podobno zamysł reżysera. Sam w wywiadach przyznał, że film miał być kliszą i chciał zrobić po prostu poprawny slasher. I ja przyznam, że jeżeli taki był zamysł, to film go w 100% oddał. Cała fabuła jest jak wyjęta z powyższej definicji z Wikipedii. Jednakże jak dla mnie, to reżyser się usprawiedliwia, bo wie, że spartolił robotę. Nie można dawać temu slasherowi pochlebnych opinii tylko dlatego, że jest pierwszym z tego gatunku wyprodukowanym w naszym kraju. Film zdecydowanie mógłby być lepszy. Można było wykonać nie tyle poprawny slasher-kalkę (który jest tak podobny do „Drogi bez powrotu”, że aż w oczy kłuje), ale wykazać się jakąś własną inwencją twórczą i stworzyć coś zajebistego, co powali wszystkich na kolana. Przyznam szczerze, że ja się na tym „horrorze” nudziłam.

Bardzo nie podobały mi się 3 sceny. Zbyt długa z krztuszącym się krwią Julianem (no wkurzał mnie niemiłosiernie, nic nie dało się zrozumieć). Scena gdzie jeden z bliźniaków niby dopada Bartka i nie jest dokończona, za to później Bartek nagle znajduje się przed chatą leśnego dziwaka. Ten wątek powinien być od razu zakończony, bo ja do czasu ponownego pojawienia się Bartka, zdążyłam o nim zapomnieć ?. I ostatnia to scena retrospekcji – no byłabym w stanie uwierzyć w napromieniowanie bliźniaków, ale ta czarna maź? Wtf? Nie kupuję tego.

Nie potrafiłam się zżyć z bohaterami. Tylko do Juliana miałam jakąś sympatię i mu kibicowałam. Liczyłam po cichu, że to on stanie się „final girl” jak już się ogarnie z pierwszego szoku i strachu. Zosia była postacią bardzo dobrze zagraną przez Julię Wieniawę, ale ta rola była zbyt mdła. Nie potrafiłam wykrzesać do niej sympatii. W ogóle w filmie było za mało emocji. Reżyser nie sprawił, żebym polubiła ofiary do tego stopnia, żeby się nimi przejmować. W ogóle im nie współczułam. Jak Aniela została zamordowana, moja reakcja była w stylu „Acha, ok, w ten sposób” i skwitowana śmiechem. No kurde tak nie powinno być!

Podsumowanie

Na koniec chciałabym przyznać, że jak na pierwszy polski slasher to film jest ok. Fabuła to klisza, ale taki był PODOBNO zamysł reżysera. Ile w tym usprawiedliwiania się za wypuszczenie czegoś tak odtwórczego, to się raczej nie dowiemy. Czekam aż ktoś wyprodukuje slasher, który wzbudzi we mnie dużo więcej emocji i czymś zaskoczy. „W lesie dziś nie zaśnie nikt” jest horrorem, który muszą obejrzeć fani gatunku. Inni niekoniecznie, ale ja bym go włączyła z czystej ciekawości. W końcu wreszcie ktoś w tym kraju zrobił coś innego niż nieśmieszną komedię romantyczną. Jeżeli poszukujesz filmu grozy, który Cię przestraszy, lepiej zajrzyj do wpisów o 10 najlepszych horrorach 2018 i 2019 roku, albo o 15 najstraszniejszych horrorach. Jeśli natomiast inetresują Cię slashery, tutaj znajdziesz wpis o moich 10 ulubieńcach.

Oglądaliście już „W lesie dziś nie zaśnie nikt”? Jak Wasze wrażenia?

PS. Najlepszy tekst w całym filmie to „Otwieraj, Ty chuju garbaty!”, no popłakałam się ze śmiechu ?