Szczerze się przyznam, że troszkę z Pio od ślubu zaniedbaliśmy chodzenie na spacery. A to przecież taka super aktywność! Kiedyś potrafiliśmy pół niedzieli przełazić, a teraz gnijemy ciągle w domu. Pora to zmienić, bo nasze dupska niedługo nie będą się mieściły w fotelu ??. Dobrze jednak, że mamy bloga. Dzięki niemu czasem zwyczajnie musimy połazić, żeby znaleźć miejsce, gdzie można zrobić ładne zdjęcia ?. I tak było w tym przypadku. Zapraszam Was więc na kolejną stylówkę z lumpka. Tym razem na spacerze przy zachodzącym słońcu w Lisowicach ?.

Od razu się przyznam, że uważam zakładanie szpilek na spacer za idiotyczny pomysł. Ale tak mi pasowały do tego zestawienia, że po prostu musiałam je na siebie wcisnąć. Te kozaki do pół uda kupiłam już z dobre 10 lat temu (kiedy jeszcze kozaki za kolano nie były modne, ale ja wyprzedam trendy ????). Były robione na zamówienie i to mój najgorszy zakup ever. Nie dość, że metalowa szpilka wygina się na wszystkie strony, to jeszcze są mega niewygodne i niestabilne (dlatego od 10 lat leżą w garderobie nieużywane). Ja generalnie chyba mam pecha do butów wykonywanych w Polsce na zamówienie. Tutaj możecie przeczytać historię moich butów ślubnych ?.

Poza kozakami, reszta stroju pochodzi z łowów lumpeksowych. Obie rzeczy kupiłam w lumpku „Tania Odzież Retro” w Łodzi na Przybyszewskiego. Koszula to Calvin Klein, która kosztowała całe 6 złotych. Z wyglądu jak nowa, wygrzebałam ją na dziale męskim (damskie koszule zazwyczaj są na mnie za krótkie, męskie leżą idealnie ?). Legginsy są no name, wygrzebane w tym samym lumpku za 7 złotych. Ale są z genialnego materiału. Jest mega przyjemny, nic się ich nie czepia i super układają się na ciele. Także cała stylówka kosztowała mnie 13 złotych (nie licząc tych beznadziejnie niewygodnych butów).

PS. Koszula wygląda na troszkę wyblakniętą przez to, że na zdjęcia wybraliśmy się za wcześnie i słońce było bardzo mocne.