Od zawsze marzyłam o ślubie i weselu jak z bajki. Miało być mnóstwo gości, piękna sala, ogromna balowa suknia, pyszne jedzenie, atrakcje dla zaproszonych i mnóstwo innych rzeczy przez które prawie osiwiałam kilka miesięcy przed naszym wielkim dniem. Cała organizacja spoczywała praktycznie tylko na moich barkach. Przeżyłam to bardzo i żałuję, że wówczas nie miałam pojęcia, iż w naszym kraju są osoby zajmujące się zawodowo organizacją imprez. Teraz nie wahałabym się ani chwili, żeby z takich usług skorzystać.

Cholernie się starałam, żeby nasza impreza spodobała się wszystkim zaproszonym. Każdy miał dobrze się bawić i prawie mi się to udało (czemu prawie, napiszę w dalszej części ?). Tak więc dzisiaj chciałabym rozprawić się z pytaniem, które zadaję sobie od dwóch lat – czy warto było szaleć tak ?? I to szaleć nie tylko w kwestii rozrzutności pieniędzy, ale również próbując dopasować się do gości i ich upodobań oraz przejmować się tym, czy wszyscy będą zadowoleni.

O przebojach z suknią ślubną (tutaj) i butami (tutaj) już Wam pisałam. Mieliśmy jednak pod górkę z masą innych spraw na pół roku przed naszym wielkim dniem. W sumie to nie było chyba tygodnia, żeby nie pojawił się jakiś nowy problem. Na szczęście w dniu wesela wszystko wyszło perfekcyjnie. Przynajmniej dla gości, bo ja po wstaniu z klęcznika w kościele poczułam, że stres doprowadził u mnie do przedterminowego przywołania kobiecych dni ?‍♀️. Było super, polecam każdej pannie młodej ?. Goście czekali na nas 20 minut przed domem weselnym, ale przynajmniej uratowałam swoją wymarzoną i wywalczoną suknię (w domu koleżanki, bo przecież moi rodzice z bratem musieli pędzić jako pierwsi na salę ?).

Nasze wesele było dokładnie takie, jak sobie wymyśliłam. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Sześciocyfrowa kwota została utopiona w morzu jedzenia, alkoholu i atrakcji dla gości. Weselnicy bawili się przednio. A my? My straciliśmy poczucie czasu starając się, żeby każdy etap imprezy był idealny. Ocknęliśmy się o 6 rano z tego amoku chcąc się wreszcie zacząć bawić, tymczasem sala już była praktycznie pusta. Perfekcjonizm zabrał nam to, co było najważniejsze tego dnia – NASZE szczęście. Starając się sprawić, by wesele było niezapomnianą zabawą dla wszystkich gości, kompletnie zatraciliśmy w tym siebie. Nie ubawiliśmy się, nie wykorzystaliśmy w pełni swojego święta.

A wiecie, co w tym całym szale było najgorsze? Starając się poświęcić każdemu gościowi choć chwilę czasu, usiadłam o 4 rano z dwoma ciotkami, które zaczęły mi gadać jaką to beznadziejną orkiestrę wybrałam. Wiecie, już nie miały się do czego doczepić, ale podły człowiek musi, choćby się miał udusić, wylać swój jad. I tak oto, łzy stanęły mi w oczach po raz drugi na własnym weselu (pierwszy raz opisałam tutaj). Wiecie, co było nie tak z tą naszą orkiestrą? Otóż, jak się dowiedziałam później, nie zagrali hitu hitów zwanego „Kawiarenki” ??‍♀️. Komedia po prostu. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nienawidzę tego utworu i przy ustalaniu repertuaru z orkiestrą zastrzegłam, że jeżeli usłyszę tę nutę to wylecą z sali i zastąpi ich laptop ?. Śmialiśmy się razem z mojego gustu muzycznego ?. Ostatecznie dałam się im i tak namówić na „Jedzie pociąg z daleka”, chociaż tego też nie znoszę. Później się cieszyłam, bo gdyby i ten hit nie poleciał z głośników, to pewnie obie damy wyszłyby w trakcie imprezy ?.

Może zaskoczyć Was to, że opisuję wszystko bez ogródek, ale ze sporą częścią rodziny zerwałam kontakt po naszym weselu, bo powychodziły na jaw takie akcje, że ich zwyczajnie przetrawić nie mogłam. Tym bardziej po tym, jak postawiłam na szczęście i zadowolenie gości ponad własnym. Przede wszystkim były to plotki. Mnóstwo plotek. No ja jeszcze tylu w życiu nie słyszałam na swój temat. A dowiedziałam się m.in., że do ślubu będzie mnie wiozła laweta, bo się do auta nie zmieszczę (generalnie uśmiałabym się z tego tekstu, gdyby był skierowany do mnie a nie przekazywany jako szydząco-prześmiewczo-upokarzający tekst za moimi plecami), że mój mąż to patologia, że robimy wiejską potańcówkę w stodole a nie wesele (A jakbyśmy taką robili to kurde co? Gdybym miała taką wizję to bym ją zrealizowała i kropka) i wieeele innych. Jedna ciotka na kilka dni przed naszym weselem udostępniła na swoim Facebook’u planszę pt. „Ile dać w kopertę na wesele?” i wynikało z niej, że w tych czasach to więcej pieniędzy powinny dostawać dzieci na komunię niż para młoda ?. Czaicie? Może to dlatego, że jej dziecko miało mieć komunię w kolejnym roku ?. W każdym razie faux pas na całej linii.

Po tym wszystkim zdecydowałam, że rodzinę sama sobie będę wybierać, tak samo jak przyjaciół. Więzy krwi to widać za mało, żeby być dobrym dla drugiego człowieka. A ja chcę się otaczać tylko pozytywną energią i ludźmi, którzy ducha cenią wyżej niż materię. Mam dosyć jadu, hejtu i plotek. Przez prawie dwa lata po naszym weselu nie mogłam dojść do zdrowia i równowagi. Dopiero teraz zaczynam je odzyskiwać. I to tylko dzięki temu, że odcięłam się od bardzo dużej liczby toksycznych osób.

Czy warto więc robić duże i wystawne wesele? Każdy z Was powinien to przeanalizować i zdecydować samodzielnie. My z Pio mamy inne zdania w tym temacie. Mój mąż twierdzi, że absolutnie warto. Chociażby po to, żeby zobaczyć na kogo można liczyć. Ja natomiast do tej pory nie mogę się zdecydować na jeden front. Z jednej strony spełniłam swoje marzenie i gdybym go nie zrealizowała, to bym pewnie obecnie żałowała. Z drugiej strony natomiast, jestem przekonana, że gdybym miała tą wiedzę co obecnie, nie zorganizowałabym tak dużej imprezy. Za te pieniądze zabralibyśmy rodziców, brata i świadków na dwa tygodnie na Malediwy i tam wzięli cichy ślub i odpoczywali w gronie najbliższych przez długie 14 dni. Byłoby to dla mojego zdrowia lepsze niż żyć w stresie przez ponad pół roku, użerać się z usługodawcami, przejmować zdaniem reszty rodziny i (nie)bawić się przez zaledwie 2 dni. Istnieje jeszcze trzecia opcja, o której myślę, kiedy przeglądam film i zdjęcia z wesela – urządziłabym wszystko dokładnie tak samo, tylko z mniejszą liczbą gości i bez spięcia tyłka. Postawiłabym na to, żebyśmy przez dwa dni byli ciągle tak szczęśliwi i rozbawieni, jak na poniższym zdjęciu z poprawin ?.

Jakie Wy macie zdanie w tym temacie? Wolicie ciche śluby, czy wielkie przyjęcia? Jak wyglądało Wasze wesele?